Menu

wtorek, 25 sierpnia 2015

rozdział pierwszy

Spoglądam na starego mężczyznę przed sobą. Ubrany jest w stary, wygnieciony, czarny garnitur. Marszczy brwi, uważnie mi się przyglądając i poprawia swój czerwony, w ogóle nie pasujący do koszuli krawat. Przyciągam kolana bliżej klatki piersiowej, tym samym, trzymając Nathana bliżej siebie. Chłopiec śpi. Ostatnio dużo śpi. Zrobił się spokojniejszy i mało je. Cmokam go w główkę i wzdycham. Odwracam głowę w bok po czym spuszczam ją. Nie mogę dłużej znieść jego wzroku na sobie. Odchodzi. Wreszcie odchodzi. Wiem, że była to ostatnia dzisiaj szansa na jakieś normalne życie, ale patrząc na niego wole pozostać tutaj jeszcze jakiś czas.

Budzę się rano przez cichutki szloch. Narzucam na siebie koc, podkurczając nogi. Patrzę na Nathana przede mną. To nie on płacze. Przygląda sie mi uważnie, a po chwili cicho chichocze. Ostatnio ten dźwięk stał się najpiękniejszą muzyką dla moich uszu. Powoli siadam i biorę go na ręce. Po chwili mężczyźni po kolei zaczynają wchodzić do pomieszczenia. Wysoki blondyn, po trzydziestce, wybrał kobietę siedząca obok mnie. Uśmiecha się do niego, a on pomaga jej wstać. Mam nadzieje, że będzie żyło jej się lepiej. Szybko sie z nią żegnam na co Nathan znowu zaczyna chichotać. Wchodzi kolejny mężczyzna. Nie jest mną zainteresowany. Pewnie znowu nikt nie zwróci na mnie uwagi. Odwracam się, unoszę koszulkę i zaczynam karmić chłopca. Od razu zaczyna pić, patrząc się cały czas w moja stronę na co się uśmiecham.
- Nie chce cię skrzywdzić - szepczę do niego, gładząc delikatnie jego główkę. - ale nie mogę zostać twoja mama, wiesz? Nie jestem w tym dobra, mam dopiero siedemnaście lat, nic nie wiem o dzieciach. Nie mogę zapewnić ci domu, jestesmy teraz tu i czekamy na kogoś kto może nam pomóc... ale nikt nie chce. Juz przez cztery miesiące sie ze mną męczysz, tak nie powinno wyglądać twoje życie kochanie.
Wzdycham, cały czas gładząc jego malutką główkę. Jest piękny, naprawdę jest piękny.
Wyobraź sobie, że rodzice wyrzucają cię z domu po tym gdy dowiadują się, że jesteś w ciąży. Nic im nie zrobiłaś przez co mogliby cie nienawidzić. Po prostu zostałaś zgwałcona po głupiej imprezie, dowiadujesz się, że jesteś w ciąży i musisz poinformować o tym rodziców. Zostajesz na ulicy. W środku zimy, co robisz? Ja poszłam do Jasmine. Mojej byłej przyjaciólki. Miałam chociaż dach nad głową i jedyną osobę która mi pomagała, obok siebie. Po paru miesiącach została zamordowana. Wieczorem, wracając ze sklepu, napadło na nią kilku mężczyzn. Zaciągnęli ją w ciemna, wąską uliczkę po czym tam zgwałcili i zadźgali nożem. W tym samym czasie rodziłam Nathana. Straciłam przyjaciółkę i zyskałam kogoś kogo nie chciałam. Byłam na pogrzebie z chłopcem, ale nie wróciłam już do jej mieszkania. Zabrałam ubrania i wyniosłam się. Tak trafiłam tu, a tam zamieszkał jej starszy brat. Oczywiście teraz inaczej patrzę na tą całą sytuację. Przez ostatnie cztery miesiące jestesmy tutaj. W starej fabryce. Przychodzą tu ludzie którzy potrzebują pomocy. Mamy gdzie spać, a właścicielka przynosi nam jedzenie trzy razy dziennie i musimy jakoś żyć. Gdy chce nam ktoś pomóc to przychodzi tu i bierze kogoś do domu po czym opiekuje się tą osobą. Coś takiego jak dom dziecka, ale dla starszych osób i z o wiele gorszymi warunkami. W sumie zdążyłam przyzwyczaić się do obecności chłopca. Stałam sie bardziej odpowiedzialna i wiem, że musze narazie dać z siebie wszystko by Nathan był chociaż troche szczęśliwy. Przez ten cały czas zastanawiam się, kto może być jego ojcem. Nie mogę wywnioskować nic z oczu, nadal ma ciemne i na pewno się jeszcze zmienią. Chciałabym wiedzieć kto mi to zrobił. Naprawdę jestem w stanie wybaczyć mu to, nie chce pieniędzy, nie potrzebuje alimentów, chce tylko wiedzieć kto jest jego ojcem.
- Śniadanie - wchodzi do środka wysoka, po czterdziestce kobieta ubrana w czarna, długą spódnice i białą koszulę. Dzisiaj rozdaje od tyłu czyli dostaje pierwsza. Maria - bo tak ma na imię kobieta, daje mi tekturowy talerzyk z kromką chleba, małym kawałkiem szynki i sera. Daje mi również jedzenie dla chłopca, uśmiechając się ciepło.
- Dziekuje bardzo - szepczę i wstaje z chichoczącym Nathanem na rękach, przytulając ją do siebie, i uważając na niego.
- Nie masz za co dziękować, dobrze wiesz, że jestem tutaj po to by wam chociaż w najmniejszym stopniu pomóc.
Po chwili rozmowy siadam na małym fragmencie, wyciętego ze starego materaca i opieram się o ścianę. Nathana trzymam na kolanach. Cały czas chichoczę co jest naprawdę niepodobne do niego. Śmieje się cicho pod nosem, patrząc mu w oczka, a po chwili zaczynam jeść. Owijam sie szczelniej kocem, jedną dłonią cały czas gładząc chłopca po główce. Po chwili usypia a ja kończę jeść. Odkładam na bok talerzyk i wzdycham ciężko. Przytulam go do siebie i uśmiecham się.
- Jeżeli ktoś nam pomoże - szepczę poprawiając jego bluzeczkę - nie oddam cię. Chce się tobą zaopiekować, nieważne co musiałabym zrobić. Pokocham cię i będę dobrą matką.
Chłopiec uśmiecha się przez sen na co cicho się śmieje i wycieram pojedynczą łzę spływającą po moim policzku.

Po obiedzie przychodzi kilku mężczyzn, w tym jeden, koło pięćdziesiątki staje przede mną i marszczy brwi. Juz nie wybredzam. Chcę stąd wyjść i dać Nathanowi normalne życie. Wymuszam delikatny uśmiech, ale mężczyzna odchodzi, na co wzdycham i ponownie opieram się o ścianę. Czy naprawdę znowu nikt nie będzie chciał nam pomóc? Odchylam głowę do tyłu i ciężko oddycham. Nathan zaczyna płakać. Od razu go do siebie przytulam, próbując uspokoić. To nie działa. Całuje go w główkę i zaczynam kołysać. Płacze jeszcze bardziej, cholera. Dopiero jadł, usnął.. pieluchy nie ma pełnej bo zmieniłam po jedzeniu. Jeszcze raz się upewniam i wzdycham. O co chodzi? Zaciskam nerwowo wargi.
- Skarbie, spokojnie... - szepczę mu do ucha i wstaję, zaczynając chodzić przy moim miejscu. Pare minut później zaczyna się uspokajać. Chichocze patrząc za moje plecy, odwracam się i rozchylam delikatnie wargi. Przede mną stoi dosyć wysoki, przystojny blondyn, delikatnie się uśmiechając i wystawia dłoń w moją stronę.
- Jestem Justin - oblizuję szybko wargi czekając na moja reakcję. Po chwili wystawiam dłoń przed siebie na co od razu ja chwyta i delikatnie ściska.
- Hailey - szepczę, spuszczając wzrok na nasze dłonie.
- Miło cię poznać Hailey.

______________________________________
hejka;)
Rozdział krótki za co przepraszam, ale nie wiedziałam co jeszcze mogłoby się w nim znaleźć, a pisanie na siłę jest bez sensu.
Co do kolejnych rozdziałów - nie wiem kiedy one będą się pojawiały. Gdy będę miała wenę to napiszę i dodam.
Postaram się by były dłuższe i lepsze. Za jakiekolwiek błędy tez przepraszam, sprawdzę je później jeszcze raz.
Narazie też nie zwracajcie uwagi na szablon bo nie jest on skończony i tak - opowiadanie będzie również dostępne na wattpadzie, ale o wszystkim również zostaniecie poinformowani. Dziękuję:)