niedziela, 20 grudnia 2015

rozdział ósmy



Gdy pozbył się mojej koszulki, dłońmi błądził w okolicach moich ud. Uśmiechnęłam się, pozwalając mu na to. 
- Nie rozumiem dlaczego nie masz faceta - uniósł wzrok na mnie - masz tak idealne ciało, charakter, wszystko Hailey.
- A widzisz, jakoś nie mam, nie chcę szukać na siłę - zachichotałam. 
Zagryzł wargę po czym ponownie nade mną zawisnął i musnął moje usta. Nie agresywnie, nie robił też tego spontanicznie. Całował powoli i delikatnie. Wplotłam palce w jego włosy, ciągnąc za ich końcówki.
Zjechał pocałunkami na dekolt, po drodze zostawiając pocałunki na linii szczeki i szyi. Włożył dłoń pod moje plecy, szukając palcami rozpięcia stanika. Odchyliłam głowę w tył i podparłam się na łokciach, unosząc plecy w górę by szybciej i łatwiej pozbył się bariery oddzielającej go od tego, co chciał dostać. 
Widząc, jak nieudolnie próbuje go odpiąć, usiadłam i powoli zdjełm dwa ramiączka. Złapałam rozpięcie i szybkim ruchem pozbyłam się go, jednak piersi, zakrylam dłońmi. Położyłam się. Dłonie Justina powędrowały na moje.
- Zabierz rączki skarbie - wychrypiał mi do ucha, przy okazji zagryzajac lekko jego płatek.
- Wstydzę się - wcale nie, po prostu mnie przekonaj Bieber.
- Czego się wstydzisz? - uniósł wzrok na mnie, dłonie dalej trzymając na moich. - Jesteś piękna i pozwól mi podziwiać to piękno, nie skrzywdzę cię w żaden sposób, mogę ci to obiecać.
Był słodki. Był seksowny. Był przystojny, skupiony. Gdy całował, między brwiami, nad nosem, tworzyła mu się mała zmarszczka, która swoją drogą, również była słodka. Jego oczy były piękne, jego usta ciągle wilgotne przez zwilżanie ich językiem co kilka sekund, gdy się uśmiechał, robiły mu się pulchne policzki, które chciało się wytarmosić, jak robią to babcie swoim wnukom, gdy długo ich nie widzieli lub wycałować ich każdy centymetr.
Zabrałam jedną dłoń z piersi przez co dłoń Justina od razu na niej została. Uśmiechnął się i złożył szybki pocałunek na moich wargach, w trakcie, którego zabrałam kolejną dłoń pozwalając mu na spotkanie się z moją lewą piersią. Zarzucilam nogi na jego biodra. Przybliżył się i otarł się o mnie w zamian dostając cichy jęk do ucha. Jego dłonie nie leżały już spokojnie na moich piersiach. Dokładnie je badały by po chwili przygotować je na spotkanie z jego tak samo ciepłymi wargami. Gdy skupiał się na lewej piersi, druga dalej trzymał w dłoni, jakby zaraz miał mu ktoś zabrać to co w tym momencie jest jego. Po chwili przeniósł się na prawą stronę by drugiej piersi dostarczyć tyle samo uwagi co pierwszej. Gdy poczułam jego wargi ja na żebrach, zaczęłam się denerwować. Oddech przyspieszył, w sypialni powietrze zgęstniało, czas stał się wolniejszy. Zostawiał pocałunki na każdym centymetrze mojego ciała. Miałam wrażenie, że niczego nie ominął, każdemu następnemu fragmentowi dawał tyle samo uwagi co poprzedniemu. Delikatnie rozłożył moje nogi, wcześniej pozbywając się moich spodenek. Pocałował jedną i drugą kość biodrowa po czym zębami zahaczył o gumkę majtek.
- Justin... - ułożyłam dłoń na jego włosach.
Uniósł wzrok na mnie, z nadzieją w oczach. Nie chciał tego przerywać - Ja nie jestem pewna.
- Daj mi szansę - ułożył dłoń na moim udzie, kciukiem zaczynając je delikatnie gładzić - jeżeli ci się nie spodoba to przestanę.
- Nie chodzi o to, że ma mi się nie spodobać. Nie wiem, czy jestem gotowa.
- Dobrze, jedna szansa kochanie. - cmoknął moje czoło i usiadł między moimi nogami.
Złapał prawa nogę. Zaczął całować ja od kolana w górę, po wewnętrznej stronie. Delikatnie przejechał nosem po mnie i włożył dłoń pod majtki.
- N-nie - złapałam jego dłoń, wyjęłam i usiadłam, złączając uda. Sięgnęłam po koszulkę, którą na siebie złożyłam. 
- To moja wina?
- Nie - pokiwałam przecząco głową i uśmiechnęłam się - nie twoją. Nie jestem po prostu gotowa, niedługo, ale to jeszcze nie dzisiaj, dobrze?
- Dobrze - położył się za mną i objął mnie ramieniem. Sięgnął po kołdrę, którą nas nakrył.
- Czemu ja w ogóle śpię z tobą jeżeli mam własne łóżko? - zaśmiałam się. Odwrociłam się w jego stronę i spojrzałam w oczy.
- Nie wiem, ale to mi się podoba.
- A co tobie się nie podoba? - uniosłam brwi.
- Gdy płaczesz, ale... zakładaj częściej białą bieliznę.
- Dlaczego? - podparłam głowę na dłoni, przyglądając się mu.
- Bo gdy robisz się mokra, biały materiał staje się przezroczysty, a reszta chyba mówi sama za siebie - zaśmiał się przy czym zagryzł dolna warge. 
Rozszerzyłam oczy i schowam głowę w poduszcze. Jęknęłam w nią sfrustrowana i nakryłam się cała kołdrą. Cały Justin.


***


Justin jest fatalnym kucharzem. Pierwszy raz zrobił mi śniadanie, albo raczej próbował je zrobić. Spalił czajnik w którym zagotował wode na herbatę, a wszystkie naleśniki podał przypalone. Niepotrzebnie upierałam się, by sam je przygotował, niż zamawiał.
- Starałem się - tłumaczył się, wydymając przy tym dolna warge. 
Zjadłam, mimo, że każdy był gorzki i żaden nie smakował jak naleśnik. Nie mogłam mu odmówić, udawałam, że mi smakują.
Po nakarmieniu Nathana, położyłam go na łóżku w sypialni Justina i położyłam się przy nim. Unosił wysoko nóżki i po chwili bezwładnie je opuszczał, chichocząc przy tym słodko. Zdecydowanie był najsłodszym stworzeniem na świecie, jednak Justin często mu dorównywał. 
- W ogóle to opowiedz mi o Jasmine - wtrącił Justin, siadając na łóżku, po drugiej stronie. Nathan złapał jego dłoń, która zaczął się bawić.
- Chyba nie ma co opowiadać, była mi najbliższa, nikogo nie miałam prócz małego w brzuchu.
- No okej, a co do śmierci? 
- Wyszła i nie wróciła - spuścilam wzrok na Nathana - siedem dźgnięć nożem, dwa gwałty w kilku godzinnym odstępie. 
Ułożył drugą dłoń na moim kolanie, przyglądając mi się. Uniosłam wzrok na niego.
- Wiesz kto to zrobił?
- Nie, policja do tej pory nie znalazła sprawcy.
- To było w dzień urodzin Nathana, tak?
Przytaknęłam ruchem głowy. 
- Najlepszy i jeden z najajgorszych dni w moim życiu, nie ma co opowiadać, naprawdę. - poprawiłam chłopcu bluzeczke i wytarlam mu ślinę z kącika ust.
- To ja i moi kumple - mruknął - o ile da się ich tak nazwać. Należałem kiedyś do ich gangu, ćpałem i zabijałem, jednak Jasmine to nie moja sprawka, ja się przyglądałem, przepraszam Hailey, ja naprawdę nie wiedziałem co mam robić, po prostu nie zaplaciła wtedy za towar, nie mój, ja ją znalazłem i zaciągnąłem w krzaki, to nie ja ją zabiłem. Nathana też porwali oni, nie mam pojęcia o co im chodzi, czego chcą ode mnie, czego od ciebie, już dawno zakończyłem to gówno, uwierz mi, proszę.
Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. To wydawało się nierealne. On jest słodkim mężczyzną, a nie dupkiem zabijającym ludzi.
- Jesteś chujem - wzięłam Nathana na ręce, który zaczął płakać.
- To nie moja wina do cholery!
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? - poczułam łzy pod powiekami, ale przysięgłam sobie, że nie rozpłacze się przed nim.
- Miałem ci się tym chwalić? Sam dowiedziałem się wczoraj!
- Powinieneś mi to powiedzieć od razu! - wstałam.
- Wiem, ale tego nie zrobiłem bo właśnie
tego się obawiałem. Tego co jest teraz i tego co będzie później - poszedł do mnie i ułożył dłonie na moich. Zamknęłam oczy.
- Zostaw mnie - szepnełam roztrzęsiona. Wymienęłam go i wyszłam z chłopcem na rękach z sypialni.

______________________________________________


CZYTASZ»KOMENTUJESZ

niedziela, 6 grudnia 2015

rozdział siódmy




Drugi dzień poszukiwań, ani śladu po Nathanie. Policja wzięła się za poszukiwania od razu po zgłoszeniu, co jest w tym wszystkim jedynym plusem.
- Hailey - szepnął Justin, siadając obok mnie na kanapie. Złapał moją dłoń pod kocem i zaczął ją delikatnie gładzić - zjesz ze mną kolacje?
Jedyną odpowiedz jaką dostał to przeczenie głową. Nie miałam ochoty rozmawiać, a raczej nie mogłam. Każde wypowiedziane słowo sprawiało, że płakałam od początku i ze zdwojoną siła. 
- Proszę cię, odpowiedz mi, rozmawiaj ze mną. Nie możesz się znowu w sobie zamykać, to nie jest twoja wina, to nie jest też wina Lisy. To nie jest wina nikogo z nas, obiecuje ci, że znajdą go szybciej niż możesz się tego spodziewać, a tym, którzy to zrobili, sam osobiście się odpłacę.
- Obiecujesz, tak? - uniosłam wzrok na blondyna. Chciałam to usłyszeć od niego. Jemu ufam i jemu wierze.
- Obiecuje, maleńka. Będzie dobrze, wiesz o tym? - objął mnie ramieniem i przytulił do swojego torsu. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, powieki same zaczęły mi opadać.
- Chce w to wierzyć.


***


W środku nocy obudził mnie Justin, chodzący po salonie. Spojrzałam na niego zaspana, nie zauważył, że nie śpię. Usiadł na jednym z większych foteli i rozłożył laptopa na szklanym stole. Co chwilę marszczył brwi na przemian z nosem. 
- Cholera - syknął cicho. Odchylił sobie dalej ekran laptopa i wyjął telefon, który odblokował. Chwilę później wpisał coś do niego. Przyglądał się w wyświetlacz jednego z najnowszych telefonów marki Apple jeszcze przez kilka sekund. W końcu dołożył go do ucha. Wstał, podszedł do okna i oparł się o parapet.
- Doktor Mryns? Tu Bieber. Przepraszam, że dzwonię w środku nocy, ale potrzebuje pomocy. 
Usłyszałam już tylko cichy szmer z telefonu i po odwroceniu się na drugą stronę, usunęłam ponownie.
- Nie, nie mam na myśli narkotyków, chodzi o pewną dziewczynę, którą niedawno poznałem...


*** 


Wiecie jak się czułam gdy dowiedziałam się o porwaniu Nathana? Można to porównać do śmierci kogoś wam bardzo bliskiego. Mimo, że nie mam pewności czy Nathan nie żyje, tak się czułam. Czułam jakbym straciła kogoś mi bliskiego już na zawsze i to w pewnej części była prawda. Straciłam go, może nie na zawsze, a może już go nigdy nie zobaczę i to bolało najbardziej. Nie byłam pewna co się z nim dzieję w tej chwili. Czy płacze, czy się śmieje, czy oddycha, czy jest głodny, czy w ogóle jeszcze jest na tym świecie. Moje małe serduszko, moje  maleństwo, moje słoneczko, które oświetlało mi codzienną drogę nagle zniknęło. Zabrali mi jedyna osobę którą kocham i dla której odważyłam się dalej żyć. Dla której miałam się nie poddać i walczyć dalej mimo wszystkich przeciwności. A teraz, gdy go nie ma obok, nie czuje potrzeby życia. Niby ludzie nie potrafią żyć bez powietrza, bez jedzenia, a gdy maja to wszystko są w stanie przeżyć tyle ile Bóg dla nich przewidział, ale to nie prawda. Mając obok inne osoby, inne rzeczy, uzależniamy się od nich i nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Inni nie przeżyją bez narkotyków, bez alkoholu, fajek czy seksu. Ja jednak nie przeżyje bez Nathana. Nie widząc sensu życia, każdy by się poddał, mimo, że życie to najdłuższa rzecz jaką mamy.


***


Kolejny dzień nigdzie nie wychodzę, nie wstaję często z kanapy, która ostatnio stała się najwygodniejszym miejscem w naszym apartamencie. Nie liczę dni od porwania, nie jem, wstaje tylko do łazienki. Justin codziennie siada obok mnie i mówi do mnie. Próbuje mnie pocieszyć, ale ja słyszę tylko co drugie, piąte, dziesiąte słowo, ale on się nie poddaje, mówi dalej, chce żebym z nim rozmawiała, nie potrafię. Opieram głowę o jego ramie i słucham, a później zasypiam. Codzienna rutyna.

Justin usiadł obok, z uśmiechem na twarzy. Spojrzałam mu w oczy marszcząc przy tym brwi.
- Znaleźli Nathana, uśmiechnij się - objął dłońmi moja twarz. Oparł swoje czoło o moje, rozchyliłam delikatnie wargi przyglądając mu się, a sekundę później do oczu napłynęły mi łzy. Bez słowa zarzuciłam ręce na jego szyję. Schowałam w zagłębieniu jego szyi twarz i rozpłakałam się jak małe dziecko, jak Nathan. Poczułam dłonie obejmujące moją talie, a chwile potem znalazłam się na kolanach Justina.
- Spokojnie - zaśmiał się. Włożył dłoń pod moja koszulkę, na plecy i zaczął kreślić opuszkami palców różnego rodzaju wzorki. Uspokajało. - nie chcesz się z nim zobaczyć? 
Na te słowa automatycznie się odsunełam. Wstałam z jego kolan i poprawilam za dużą koszulkę.
- Gdzie on jest? - wytarlam policzki i odwróciłam się w stronę wejścia, na które wskazał Justin. 
Na rękach jednego z policjantów, leżał spokojnie chłopiec, rozglądając się. Od razu do niego podeszłam. Wzięłam z rąk - jak wskazywała mała tabliczka na jego piersi - Roba, Nathana. Moje całe życie. Moje słoneczko znowu było bezpieczne. Przytulilam go i znowu wybuchłam płaczem, tym razem głośniejszym, tym razem płaczem spowodowanym szczęściem. Tuliłam go do swojej piersi kilka sekund, minut, może godzinę. Nawet nie zaczęłam liczyć. Nic innego nie było w tym momencie tak ważne, jak on. Jak to, że mój synek jest cały i zdrowy, i w moich ramionach.


***


- Nathan usunął.
- To zapraszam - Justin poklepał miejsce obok siebie na łóżku.
Podeszłam i usiadłam przy nim, zdejmujac ręcznik z mokrych włosów. Po chwili ułożyłam sie obok na plecach, patrząc w sufit. 
- Dziękuję - spojrzałam w oczy blondyna, uśmiechając się. 
- Nie masz za co - wzruszył ramionami. Położył się na boku, przodem do mnie. - chociaż... masz i wiesz jak się możesz odwdzięczyć? Uśmiechaj się częściej. Znacznie częściej bo twój uśmiech jest wart milion dolców.
Uniosłam brwi i usmiechnełam się szeroko, szczerze. Pierwszy raz od kilku dni.
- Jesteś naprawdę szalony, ale to mi się podoba.
- W takim razie możesz mnie równie dobrze pocałować - zagryzł powoli wargę, dobrze wiedząc, że tam zawiesiłam swój wzrok. - przyjemne z pożytecznym.
Wiedziałam co zrobię i nie zastanawiałam się nad tym dłużej. Pchnęłam go na plecy, przełożyłam jedna noge przez jego uda i wbiłam się w jego wargi, wplatajac palce w jego włosy. Jego jedna dłoń znalazła się pod moja koszulka, na biodrze, a druga na plecach przez co po chwili ja wylądowałam pod nim. Nie przerwaliśmy pocałunku choć na chwilę.
- Naprawdę jesteś szalony - wymamrotałam ze śmiechem w jego wargi.
- Ty również, Baldwin. Mieszanka wybuchowa. - skomentował i ponownie musnął delikatnie moje wargi by po chwili zaatakować je z większą agresywnością i namiętnością. 


środa, 11 listopada 2015

rozdział szósty


music



Po zjedzeniu z wspólnej kolacji, Justin zamówił taksówkę. Czekając przy wskazanym miejscu i widząc jak dziewczyna lekko trzęsie się z zimną, zdjął swoją koszulę odpinając ją pomału, po jednym guziku. Wiedział, że nie zapewni jej to dużego ciepła jednak w jakimś stopniu zatrzyma nasilający się wiatr.
- Nie, będzie ci zimno.
- Nie będzie, uwierz mi.
Co chwilę muskał dłonią jej talię, w samochodzie zdarzyło mu się dłonią przejechać po jej udzie, za co od razu przepraszał.
- Przepraszam, nie powinienem.
Speszał się mimo, że wcale nie przeszkadzał jej jego dotyk. Wręcz przeciwnie - z każdą minutą, pragnęła go jeszcze bardziej.

***

Korki. Pieprzone korki ciągnące się już od kilku minut. 
- Mówią, że za około piętnaście kilometrów był wypadek. Nie da się tego objechać, możemy spędzić tu kilka godzin. 
Dziewczyna spojrzała na Justina, zagryzając wnętrze policzka. Nie wiedziała czy powinna to skomentować dlatego oparła głowę na ramieniu chłopaka i westchnęła, zamykając oczy.
- Ile jest do centrum pieszo? 
- Myślę, że z godzinę przez bloki, na pewno szybciej - odparł i odwrócił się w naszą stronę - nie ma sensu czekać tutaj. Justin przytaknął i zapłacił za drogę do tej pory. Hailey również myślała, że tak będzie lepiej. Przejdzą się i porozmawiają, tego im potrzeba.

***

Poznając go, dziewczyna liczyła tylko na pomoc dla Nathana. To on był najważniejszy, to on był na pierwszym miejscu i to on potrzebował normalnego domu. Ona jest matką i to ona musi tego dopilnować. Kocha go. Kocha go bardzo mocno i nie potrafi wyobrazić sobie teraz życia bez niego. Zdaje sobie sprawę, że nie będzie najlepsza, ale codziennie chcę być lepsza od poprzedniego dnia. Z dnia na dzień się zmienia, jest bardziej opiekuńcza, kochana... A nawet zauważa, że nie tylko chce dobra dla synka. Ona też by chciała mieć kogoś przy sobie. Kogoś kto zawsze ją wesprze, zawsze pomoże, a może pokocha. Od kilku dni małym marzeniem była odwzajemniona miłość. Chciała by ktoś pokochał ją tak samo mocno jak kocha ona. Chciała dostawać rano smsy z treścią: 'dzień dobry skarbie. Jak się spało? Miłego dnia, kocham Cię.' lub być budzona przez delikatnie gładzenie jej włosów. Chciała słyszeć wieczorem Dobranoc, chciała wiedzieć, że komuś na niej zależy, że ona też jest dla kogoś ważna. Chciała być przytulana, całowana, potrzebna. Chciała być kochana. Chciała być wartościową kobietą i chciała mieć pełną, szczęśliwą rodzinę. Chciała również białej sukni, obrączek, wszystkiego po kolei. Chciała czuć to, co mają inni. Chciała być szczęśliwa. Chciała mieć kogoś obok. Chciała poczuć miłość od każdej strony. Od tej dobrej i od tej złej dla niej. Uważała, że szczęście i miłość dostają tylko ci, których kocha Bóg. Ona już dawno była przez niego znienawidzona. Często zastanawiała się, czy nie lepiej z tym skończyć, ale wtedy przypominała sobie, że na górze, musiałaby rozmawiać z nim, a on jej przecież nienawidzi. Tam będzie jej gorzej. On jej nie kocha, nawet on. Od niego dostała duszę, ale po co?

***

Przy Justinie czułam się bezpiecznie. Nie był pierwszą osobą  która próbowała do mnie dotrzeć, ale to jemu się udało, to jemu zaufałam, przed nim się otworzyłam i ani trochę nie żałowałam tego.
- Jak się czujesz? - uniosłam głowę delikatnie do góry by spojrzeć mu w oczy. Justin oplótł dłonią moja talie. 
- Bardzo dobrze, a ty skarbie? 
Uśmiechnęłam się delikatnie, zagryzając dolna wargę. Chłodny wiatr rozwiał moje włosy we wszystkie strony na co zaśmiałam się dosyć głośno, odchylając przy tym głowę do tyłu. Poczułam obie dłonie Justina na biodrach. To działo się za szybko. Uniósł mnie na wysokość swoich bioder, układając dłonie na pośladkach i zaczął kręcić się w kółko. Pisnęłam głośno zarzucając ręce na jego kark.Oparłam swoje czoło o jego, wyrównując oddech. Tego chciałam, tego potrzebowałam... właśnie tego. 
- Dobrze - odparłam, badając kciukami dzisiejszy zarost blondyna, od policzków po czubek podbródka. 
Poczułam chłodna dłoń na karku a następnie jego ciepłe wargi na swoich. 

***

Spojrzałam na nasze splecione dłonie, od razu przenosząc wzrok na ciągnącego mnie Justina. Biegłam za nim, uśmiechając się pod nosem. Byłam szczęśliwa, pierwszy raz od dawna, dzięki niemu i razem z nim.
Odwrócił się przodem do mnie i wyciągnął obie dłonie przed siebie. 
- Ile masz marzeń? - splótł nasze palce u obu dłoni. Uniósł je wysoko, tym samym przyciągając mnie bliżej siebie.
- Kilka.. może kilkanaście - wzruszyłam ramionami z uśmiechem, wpatrując się w fontannie za nim. - Po co tu przyszliśmy? 
- Podobno wrzucając do niej grosze i myśląc przy tym marzenie, ono spełnia się. Nie od razu, może jutro, a może za kilkadziesiąt lat na starość. - uśmiechnął się. - Chcę, żeby twoje marzenia się spełniły... albo chociaż jedno, okej? 
- Okej - przytaknęłam.
Puściłam jego dłonie i podeszłam do fontanny, opierając się dłońmi i mokry murek. Justin podszedł do mnie i objął mnie w tali, układając podbródek na moim ramieniu.
- A ty masz marzenia? 
- Oczywiście, że mam - szepnął przy moim uchu. Zamknęłam oczy.
- Rzucisz razem ze mną? - Przekręciłam głowę w bok, spoglądając na chłopaka. Ma na prawdę piękny uśmiech.
- Rzucę maleńka, rzucę... 

***

- Nathan jest słodki - wymamrotał, trzymając w dłoni tanie wino ze sklepu. Przy fontannie spędziliśmy sporo czasu i... Justin stracił sporo pieniędzy, tłumacząc się tym, że chce mieć pewność, że nasze marzenia się spełnią.
- Wrzucaj jeszcze - zaśmiał się podając mi pięcio dolarowy banknot.
- Justin, tu się wrzuca monety - odwróciłam się przodem do niego, uśmiechając się. - tak mi się wydaje.
- Nieważne, chce żeby to się spełniło. - wyjął z portfela sto dolarów, które zwinął w mała kulkę i wrzucił do wody, myśląc po raz kolejny o swoim marzeniu.
- Wiem... bardzo go kocham i chce dla niego jak najlepiej, ale boje się, że mi się nie uda.
- Tobie nie - spojrzał na mnie, wydymając dolna wargę - ale nam tak. Uwierz w to. Pomogę ci we wszystkim. Po to tu jestem. - złożył pocałunek na mojej skroni.
Przymknęłam oczy, opierając głowę na ramieniu chłopaka. 
- W sumie to bardzo mi przypomina mnie gdy byłem mały.
Uniosłam głowę w górę.
- Dlaczego?
- Nie wiem, po prostu jest do mnie podobny... i słodki, zupełnie tak jak ja - zaśmiał się, zatrzymał i spojrzał mi w oczy. W wolną dłoń ujął mój podbródek i złożył krótki pocałunek na czole, następnie na obu powiekach, nosie, a skończył na namiętnym pocałunku, odrzucając butelkę w bok i obejmując mnie w tali.

***








Wchodząc do naszego pokoju, czułam się dziwnie, inaczej. Czułam pustkę, której nie dało się w żaden sposób wytłumaczyć. Zdjęłam buty. Nogi same zaczęły kierować mnie w stronę łóżeczka Nathana. Przyzwyczajenie? Troska? A może strach? 
Zanim doszłam do łóżeczka, roztrzęsiona Lisa podbiegła do nas, nerwowo obgryzając paznokcia.
- Porwali Nathana.

poniedziałek, 5 października 2015

rozdział piąty


Mimo tego, że znali się już kilka miesięcy, Hailey nigdy nie myślała, że między nimi mogłoby dojść do czegokolwiek więcej. Nigdy wcześniej nie zwracała uwagi ja jego malinowe usta czy piękne, przepełnione karmelem oczy. Nie dostrzegała szczegółów, z których powstawał idealny mężczyzna. Była za bardzo pochłonięta opieką nad swoim jedynym i najukochańszym dzieckiem. Obiecała Nathanowi, że da mu idealne życie jeżeli tylko ktoś pozwoli im na to. Od paru miesięcy żyją w dobrych, jak nie w najlepszych warunkach. Dziewczyna była cholernie wdzięczna mężczyznie za to, że przygarął ja do siebie i dał dach nad głową. 
Mieszkając w starej fabryce, nie dbała o siebie. Nathan był najważniejszy. Robiła wszystko by było mu jak najlepiej. Mimo to, że był dosłownie niechcianym dzieckiem, ona oddała mu całe swoje serce. Po pewnym czasie stał się dla jej najważniejszą osobą na świecie. Pokochała go najmocniej jak mogła i opiekowała się nim najlepiej jak umiała. Codziennie przepraszała go, że nie ma normalnego życia. Chłopiec jednak był i nadal jest za młody by wszystko zrozumieć. Ma zaledwie prawie roczek, a przeżył więcej nieszczęść niż przeciętna dorosła osoba. 
Justin natomiast, kiedyś należał do gangu. Zabijał ludzi z zimną krwią nie przejmując się żadnymi, ciągnącymi się za tym, konsekwencjami. Codzienne chodził na dyskoteki, upijał się, ćpał, dobrze się bawił po czym chwiejnym krokiem wracał do domu. Jego życie codziennie wyglądało tak samo do czasu gdy jego rodzice zmarli w wypadku samochodowym. Miał na głowie młodsza siostrę przez co stał się bardziej odpowiedzialny i był zmuszony do opuszczenia gangu. Był już pełnoletni, jednak jego siostrze brakowało jeszcze roku. Przypilnował ją, ale w dniu osiemnastych urodzin, Megan wyszła zostawiając na stole w kuchni list pożegnalny z podziękowaniem. Prosiła by jej nie szukać, obiecała, że nic sobie nie zrobi, a Justin jedynie uwierzył. Do tej pory nie wie się co się dzieje z jego młodszą siostrą. Przez nią w pewnym stopniu przyzwyczaił się do obecności jeszcze kogoś w domu. Nie potrafił żyć w ciszy. Gdy zrezygnował z gangu, miał jeszcze kilka problemów na głowie, których nie pozbył się do dzisiaj. Nie chciał jednak nigdy prosić o pomoc chłopaków. Zawsze radził sobie sam, dbał o Megan i to mu w stu procentach pasowało.  Postanowił zostawić te sprawy na kiedyś, a teraz cieszyć się życiem. 
Gdy pierwszy raz wszedł do starej fabryki, miał nadzieję, że w spokoju będzie mógł przemyśleć kilka spraw, a później wyjść do klubu. Kiedyś ta fabryka była jego przysłowiowym drugim domem. Zawsze przychodził tutaj by ochłonąć i zawsze mu to pomagało. Tutaj popełnił pierwsze morderstwo chociaż do dzisiaj tego nie żałuje. Przechodząc przez kręte schody na górę słyszał coraz wyraźniejsze głosy. Ciekawy, stawiał krok za krokiem kierując się za ich głośnością. W jednym z wiekszych pomieszczeń znajdowało się kilka, a nawet kilkanaście kobiet z dziećmi. Płakały, spały, a niektóre się nawet uśmiechały. Nie miał zamiaru jednak wtedy wejść do środka i dowiedzieć się czegoś więcej, dopiero starsza kobieta przy wyjściu, pytając go o to czy wybrał którąś z kobiet, wszystko mu wytłumaczyła.
- Wykupiłam ostatnio tą fabrykę. Dałam kilka ogłoszeń do gazet, a wiadomość szybko się rozniosła. Przychodzą tutaj kobiety z dziećmi, które nie mają gdzie się podziać, a nie przyjęli ich do Domu Samotnej Matki. Sama zostałam kiedyś wyrzucona na ulice z dzieckiem i wiem jak one cierpią. Chcę im w jakiś sposób pomóc, jednak moja pomoc to nadal za mało. Nie stać mnie na to by dać im lepsze warunki lub po prostu więcej jedzenia by przeżyły, dlatego przychodzą tu mężczyźni i zabierają do siebie jedna kobietę z dzieckiem, dając im tym samym normalne życie. Zazwyczajaj ufam im i mam nadzieję, że nie zrobią nic tym kobietom, ale ostatecznie to one decydują o tym czy idą czy nie. 
Blondyn w domu długo myślał nad jej słowami. Kilka dni później wrócił tam i wziął pod swój dach Hailey. Miał nadzieję, że ona w jakimś stopniu zapełni pustkę w jego pomieszczeniu i nie mylił się. Z dnia na dzień czuł się z jej obecnością coraz lepiej jednak nieśmiałość i strach dziewczyny przeszkadzał nawet w normalnej rozmowie. Próbował rozluźnić jakoś atmosferę głupim żartem jednak każda próba kończyła się niepowodzeniem. Hailey dopiero po kilku miesiącach zrozumiała, że nie warto być dla niego niedostępnym. Po pewnym czasie otworzyła się przed Justinem jednak nadal będąc przy każdym słowie ostrożna. Nie chciała się otwierać przy nim za bardzo jak i ufać bezgranicznie. Bała się rozczarowania które moglobyt to przynieść.

Mężczyzna objął drobną dziewczyne w tali i uśmiechnął się spoglądając jej w oczy. Hailey, zawstydzona pocalunkiem spuściła głowę, na co Justin ujął dwoma palcami jej podbródek i uniósł do góry.
- Planowałem ten pocałunek już od jakiegoś czasu, cholernie się bałem, że go nie odwzajemnisz, wiesz? - wyszeptał obejmując jej twarz w swoje, lekko szorstkie dłonie i pogładził jej policzki. Dziewczynę przeszedł dreszcz co próbowała ukryć, jednak z niepowodzeniem. - Nie wstydź się mnie, Hails, nie chciałem żebyś się po tym zamkneła w sobie na nowo. Proszę cię, powiedz coś, powiedz jak było, co czułaś, jeżeli nie chcesz to daj mi w twarz, ale nie zamykaj się znowu w sobie. Nie chciałem żeby to popsuło nasze relacje, nie chce ich od nowa budować, proszę cię, skarbie, mów coś.
Na jego słowa, dziewczyna uśmiechnęła się patrząc mu cały czas w oczy. Nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby zamknąć się teraz w sobie. Już nie przy Justinie. To dla niego się powoli otwierała i bardzo dobrze jej z tym było.
- Dziękuję, że to zrobileś, naprawdę. - uśmiechnęła się szerzej i oblizala swoje wargi tylko po to by przywrócić choć na chwilę smak warg blondyna stojącego przed nią. Przecież mogła go poprosić by to powtórzył, jednak miała wciąż za mało odwagi. - ale nie jestem pewna czy na pewno powinno się to stać, jednak chcę żebyś wiedział, że nie żałuję tego. Nawet całkiem na odwrót, bardzo się cieszę bo również chciałam to zrobić. - przyznała nieśmiało i odwróciła się przodem do barierek. 
Poprawiła ramiączko od sukienki, a blondyn od razu przysunął się do dziewczyny jakoby zaraz miałby ktoś mu ją zabrać i nigdy nie oddać. Ułożył głowę na jej ramieniu, wpatrując się tępo w miasto przed sobą. 
- Hailey, zawsze możemy zapomnieć o tym pocałunku. Chociaż to tylko pocałunek, możemy udawać, że go nigdy nie było i zachowywać się tak jak wcześniej.
- Nie, nawet nie myśl, że chcę zapomnieć. Po prostu dziwnie czuje się z myślą, że nie brzydzłeś się dotknąć mnie po tym jak zostałam... zgwałcona. Od tamtego momentu czuje się dosłownie jak śmieć i żaden chłopak ani przed ani po tym co zaszło, nie przebywał tak blisko mnie, a tym bardziej nie całował. Nie miałam nigdy chłopaka, nie miałam nigdy żadnych bliższych kontaktów z chłopakami, rzadko nawet zamieniłam z którymś głupie cześć. Nie jestem przyzwyczajona do takich rzeczy, to wszystko jest dla mnie nowe. 
Chłopak z ciekawością wsłuchiwał się w każde słowo wypowiadane przez Hailey. Dobrze wiedział, że nie jest to jakaś głupia historyjka tylko szczera prawda. Wiedział, że każde jej słowo jest przemyślane dwa razy, wiedział, że z minuty na minutę otwiera się przed nim bardziej i wieział, że nie ma najmniejszego zamiaru ignorować tego. 
Ułożył swoją dłoń na delikatnej dłoni blondynki. W jego jednej spokojnie mogły się zmieścić dwie małe rączki dziewczyny. Poradził jej skórę, lekko szorstkimi palcami i przejechał nosem po jej szyji.
- Nauczę cię wszystkiego, tylko pozwól mi na to, mów mi wszystko co myślisz i jak się czujesz. Obiecuję ci, że nie zrobię ci krzywdy, nie mam zamiaru niczego robić na siłę, ale jeżeli tylko jesteś czegoś ciekawa, pytaj się. Odpowiem na każde twoje pytanie, nauczę cię przebywania w obecności mężczyzn. Wiem, że kojarzy ci się to źle, ale zaufaj mi. Musisz przezwyciężyć swój każdy lęk, tylko pozwól mi do ciebie dotrzeć. - przejechał na sam koniec nosem po szyji Hailey i zamknął oczy.
Wymawiając te słowa zostawiał ciepły oddech na szyji dziewczyny przez co rozluźniała się w jego ramionach. 
- Chcesz tego? - obił swoimi wargami o jej szyję, mając mimo wszystko nadzieję, że dziewczyna się zgodzi na jego propozycję. 
- Chcę, naucz mnie wszystkiego, Justin. Zacznij od dzisiaj, od teraz, wszędzie, tutaj... Ale zatrzymaj się zawsze gdy powiem stop, potrzebuje czasu, ucz mnie powoli.

______________________
Rozdział pisany w osobie trzeciej ze względu na to by wiedzieć jak o tym myśli również Justin. (Pierwszy raz pisałam w os 3 i wiem że wyszło gówno) Na razie nie chce pisać z jego perspektywy, a powinniście trochę o nim wiedzieć. 
Pisałam również wyjątkowo w czasie przeszłym, a nie teraźniejszym i nie wiem jak czyta się lepiej więc miłoby było gdybyście napisali jak lepiej jest wam czytać.

Przepraszam za opóźnienie, nie będę się jakoś bardzo tłumaczyć bo nie mam z czego. Nie miałam weny i nie pisałam, za rozdział również wzięłam się na siłę więc nie jest taki jakbym chciała.
CZYTASZ » KOMENTUJESZ

wtorek, 15 września 2015

rozdział czwarty

KRÓCIUTKA NOTKA POD ROZDZIAŁEM


Mimo dosyć niskiej temperaturze w klubie, siedzę na wysokim, barowym krześle ubrana w czarną obcisłą sukienkę, do połowy ud. Stukam paznokciami o blat czekając niecierpliwie na kolejnego drinka, którego przygotowywuje mi wysoki brunet o ciemnych oczach za blatem. Dzisiaj są moje szesnaste urodziny, dlatego ochroniarz pozwolił mi się trochę pobawić. Ludzie zaczynają się dopiero schodzić, a ja piję już trzeciego drinka. Spoglądam na ekran telefonu, który pokazuje godzinę dwudziestą drugą za pięć. Jasmine się spóźnia. Wiedziałam, że tak będzie. Ona musi przymierzyć wszystkie sukienki kilka razy zanim coś wybierze. Mi w sumie jest to obojętne. Nie do końca, ale nie spędzam codziennie trzech godzin przed lustrem. Nie maluje się zbytnio, przed wyjściem szybko użyje tuszu nie patrząc nawet czy równo go nałożyłam. 

Czuję ciepłą dłoń na ramieniu i odwracam się. Od razu Jasmine rzuca mi się na szyję i zaczyna po raz kolejny składać mi dzisiaj życzenia. Jest starsza o dwa lata więc nie miała problemu z wejściem tutaj. Przyjaźnimy się od dziecka. Kiedyś mieszkała obok mnie, ale przez rozwód jej rodziców przeprowadziła się na drugi koniec miasta. Nie przeszkodziło nam to w dalszym przyjaźnieniu się i spotykaniu ze sobą. 
- Widziałam już mnóstwo przystojnych facetów - wzdycha zamykając oczy i uśmiecha się pod nosem. Śmieje się cicho i dziękuję barmanowi za drinka. Biorę drugą słomkę i wkładam do wysokiej szklanki. Podsuwam ją bliżej Jas po czym biorę małego łyka.
- Czy ty nie masz przypadkiem słabości do czarnoskórych facetów? 
- Dzisiaj mogę zrobić wyjątek - chichocze cicho i cmoka mnie w policzek.

***

Wypiłam... Dużo. Bardzo dobrze wiem, że jutro będę tego żałowała, ale narazie nie mam zamiaru o tym myśleć i przejmować się tym. Zgubiłam gdzieś Jasmine i od dziesięciu minut chodzę po klubie, szukając jej. Wyjmuję telefon i wywracam oczami widząc na wyświetlaczu pustą baterię. Chowam go spowrotem do torebki i siadam przy barze. Zawsze muszę mieć takie szczęście. Wyszłam na chwilę do toalety, a Jasmine już nie ma. Nie martwię się o nią przez procenty w moim organzmie. Nie funkcjonuje normalnie i nie pamiętam już nawet tego co robiłam przed chwilą. 
Spoglądam na blondyna dosiadającego się do mnie. Uśmiecham się do niego na co tylko cicho się śmieje. Jest raczej starszy. W słabym świetle mogę dojrzeć jego zarys twarzy i mogę po tym stwierdzić, że jest przystojny. Odwracam wzrok i spoglądam na pustą szklankę po kolejnym już dzisiaj drinku. Odsuwam ją od siebie, a barman podstawia mi kolejną. Marszcze brwi na co wskazuje oczami na chłopaka obok mnie. 
- Dziękuję - mrucze spoglądając na niego.
- Nie dziekuj tylko powiedz mi jak masz na imię, piękna - przekrzykuje muzyke nachylajac się nade mną bym lepiej usłyszała. Czuję jego ciepły oddech na swojej szyji i przymykam oczy.
- Jasmine - odpowiadam szybko wcale nie żałując tego, że użyłam imienia mojej najlepszej przyjaciółki. Nie będzie zła, a bynajmniej mam taką nadzieję.

***

- Zrobisz to? - szepcze patrząc na swoje dłonie, skrępowane grubym sznurem. Nie wyrywam się już, wiem, że nie ma sensu bo i tak mi się nie uda. Parzę na niego czekając na ciąg dalszy.
- Zrobię. 

***

Zrobił. Zrobił to i zostawił mnie nagą w jednym z pokoji w klubie. Nie zwrócił uwagi na nic. Zabrał to co chciał i uciekł... Tak po prostu.

*********
Trzeci dzień minął równie szybko jak dwa poprzednie. Nie zdążyliśmy zwiedzić jeszcze wielu rzeczy i postanowiliśmy odłożyć je na ostatnie dni, a teraz odpocząć. Ani ja, ani Justin nie wiemy do kiedy tu zostajemy. Jak nam się znudzi, po prostu wrócimy. 
Pierwszy dzień był trochę zakręcony. Justin załatwiał jakieś drobne sprawy, a ja zajmowałam się Nathanem i ustalałam co chciałabym zwiedzić o co poprosił mnie Justin. W nocy chłopiec budził się co chwilę. Musiałam do niego wstawać na zmianę z blondynem. Drugiego dnia od rana zaczęliśmy zwiedzać miasto i zjedliśmy obiad w centrum. Dzisiaj również zaczęliśmy od rana zwiedzać. Nathan o dziwno był cały czas spokojny i nie chciał spać. Dzieki temu przespał całą noc, a my się wyśpaliśmy.

Po wejściu do naszego pokoju, Justin usiadł przy laptopie. Siedzę na przeciwko i przyglądam się jego zmarszczce utworzonej przez brwi. Jedynym światłem w pomieszczeniu jest ekran laptopa. Odbija się na twarzy Justina przez co wygląda jeszcze przystojniej. Skupiony Justin jest cholernie pociągającym widokiem. 
Po kilku minutach unosi głowę nad laptopa i spogląda na mnie. Nie potrafię wstrzymać uśmiechu wkradającego się na moje usta co Justin odwzajemnia.
- Chciałbym dzisiaj zwiedzić jeszcze jedno miejsce i chce żebyś ze mną pojechała, zaraz przyjeździe tu moja kuzynka i zajmie się Nathanem, zgadzasz się? - koniuszkiem języka przejeżdża po suchych wargach nadając im lekkiego połysku przez odbijające się na nich białe światło.
- Nie chcę zostawiać Nathana - spoglądam mu nerwowo w oczy i kiwam przy tym głową. Martwię się o niego na każdym kroku, nawet gdy na rękach ma go Justin. Boję się, że zaraz coś mu się stanie. 
Justin wstaje i kuca przede mną. Dłonie kładzie na moich kolanach i spogląda w górę, w moje oczy. Nie przeszkadza mi już jego dotyk, ani to, że jest tak blisko. Przez te kilka miesięcy zdążyłam się przyzwyczaić. Jest pierwszym mężczyzną, któremu od tamtej pory pozwalam przebywać tak blisko mnie.
- Hailey, czy ty możesz chociaż raz nie martwić się o nic? Rozluźnij się i zaszalej troche, a młodemu nic się nie stanie - wzdycha i jedna dłonią zaczyna gładzić moje kolano - Lisa ma dwójkę dzieci i potrafi zająć się takim maluchem. Nie przejmuj się i wstawaj. Masz dosłownie trzydzieści minut na naszykowanie się. 
Mam inne wyjście? Od kilku dni zgadzam się z nim na wszystko. Od kilku dni stwierdzam, że jest cholernie przystojny. Od kilku dni uśmiecham się praktycznie na każde słowo które powie. Od kilku dni coś się ze mną dzieje.
Zakładam na siebie zwiewną, czarna sukienkę z kolorowymi, małymi kwiatkami. Nie wyglądała dziecinnie, ani babcino. Jest w sam raz. Do tego zakładam białe trampki przed kostkę, które również kupił mi Justin wraz z sukienką. Rozczesuje włosy które falami opadają na moje ramiona i przemywam jeszcze raz, chłodna wodą twarz. Kilka razy przeglądam się jeszcze w lusterku po czym wychodzę z łazienki. 
Justin siedzi na kanapie razem z niską kobietą obok. Nie mogę dojrzeć jej twarzy przez to, że siedzą tyłem. Blondyn przeczesuje dłonią grzywke i cicho się śmieje razem z Lisą. Podchodzę bliżej, a Justin wstaję po czym przedstawia nam sobie wzajemnie. 
Po kilku minutach rozmowy, dowiaduję się, że Lisa ma trzydzieści jeden lat i ma dwójkę bliźniaków, mających dziewięć lat. Jest miłą osobą od którą od razu można polubić i nie wygląda na taki wiek, w jakim jest.
Żegnamy się z nią i razem wychodzimy na korytarz. Justin idzie pierwszy, ja zaraz za nim. Windą zjeżdżamy na sam dół a później wchodzimy do żółtego samochodu ze świecącym, na górze napisem 'TAXI' oraz kilkoma dodatkowymi napisami na jego bokach. Nie wiem gdzie jedziemy bo Justin pokazał kierowcy tylko kartkę z adresem prosząc by nie wspominał nic o tym miejscu. Spogląda na mnie i uśmiecha się, czego nie mogę nie odwzajemnić. Uśmiech sam pojawia się na moich ustach. 
Opieram głowę o szybę. Mijamy mały las, a później wjeżdżamy w zatłoczoną ulicę. Przyglądam się każdej osobie przechodzącej po chodniku. Mimo później pory, w tym mieście zawsze jest dużo ludzi. Niezależnie od godziny. U mnie w rodzinnym miasteczku było zawsze spokojnie. Największy ruch był o godzinie szesnastej, gdzie ludzie wychodzili z pracy lub dopiero do niej szli. Z zamyślenia wyrywa mnie ciepła dłoń Justina na moim ramieniu. 
- Jesteśmy na miejscu - uśmiecha się delikatne i wychodzi z samochodu. Otwiera przede mną drzwi co zdarza się pierwszy raz nie tylko przy nim, ale i w całym moim życiu.
Wychodzę z środka i poprawiam sukienkę. 
- Dziękuję - rozglądam się, marszczac przy tym brwi. Jesteśmy w ciemnym garażu, który oświetlany jest małymi żarówkami. Nim zdążę coś powiedzieć, Justin łapie moja dłoń i ciągnie mnie w stronę dużych, szklanych drzwi, a następnie do windy.
- Gdzie jesteśmy? - szepcze.
- Niespodzianka.
- Nie lubię niespodzianek, Justin.
- Polubisz - obejmuje mnie w tali, przysuwajac do siebie gdy kilku chłopaków wchodzi do środka na parterze.
***
Idę przodem. Justin idzie za mną trzymając dłonie na moich oczach, pilnujac bym nie podglądała. Chwilę wcześniej wyszliśmy z windy, przeszliśmy kawałek i weszliśmy do kolejnej. Jedziemy już parę minut, a Justin nie spuszcza dłoni z moich oczu. 
Gdy winda się zatrzymuje, blondyn prowadzi mnie, szepcząc mi do ucha w którą stronę mam iść. Przymykam powieki przez jego ciepły oddech rozchodzacy się od mojego ucha, aż do końca szyji.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba - szepcze ostatnie słowa i zabiera dłonie, którymi zjeżdża po mojej tali. Zatrzymuje je na biodrach i delikatnie zaciska.
Najpierw otwieram jedno oko, a po chwili dołączam do niego drugie, zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajdujemy.
- O Boże, Justin... - szepcze i rozglądam się dookoła. Stoimy na najwyższym punkcie, na wieży Eiffla. 
W ciemnościach, z tego miejsca, miasto wygląda jeszcze piękniej niż z wielkich okien w naszym pokoju hotelowym. Światła na dużych budynkach dodają jeszcze lepszego uroku.
Podchodzę powoli do barierki i zaciskam na niej dłonie. Równomierny i cieply oddech Justina, odbijający się o moja szyję, w tym momencie jest najprzyjemniejszą rzeczą na całym świecie. Stoję na samej górze wieży, a najbardziej przystojny facet którego znam, stoi za mną. 
- Podoba się? - szepcze, specjalnie blisko mojej szyji. Mogę wyczuć na niej jego wargi co jest jeszcze lepszym doznaniem. 
- Podoba.
- Cieszę się - odbija swoimi wargami o moja szyję, na co przymykam oczy i zaciskam trochę mocniej dłonie na barierce - cholernie.
Mogę wyczuć jego uśmiech na co sama się uśmiecham i odwracam w jego stronę. Cofam się do tyłu, uderzając lekko plecami o barierke. Justin unosi mój podbródek i przybliża się do mnie. Spoglądam w jego karmelowe tęczówki, ale nie zdążąm nic powiedzieć przez jego delikatne wargi na moich. Czuję jego niepewność przy musnieciu moich warg. Po chwili zarzucam ręce na kark Justina i przyciągam go do siebie. Słyszę niski pomruk na co uśmiecham się szerzej w jego wargi, a on pogłębia pocałunek jedną dłonią obejmując moja talię.

_______________________________
Chciałabym tylko prosić o to by każdy kto przeczyta ten rozdział, skomentował go chociaż głupią kropką ponieważ pod prologiem jest o 3 razy więcej komentarzy niż pod ostatnim rozdziałem i nie wiem czy to jest spowodowane tym, że coraz gorzej pisze, czy tym, że już większość tego nie czyta.
Dziękuję.

jeżeli chcesz być informowany/a o kolejnych rozdziałach, zapraszam do zakładki 'informowani'

niedziela, 13 września 2015

rozdział trzeci

- Tak - szepcze podnosząc wzrok na Justina.

Pakuje ostatnie rzeczy do swojej walizki. Ja zdążyłam zrobić to już wczoraj. Nathan leży obok mnie na łóżku co chwilę unosząc wysoko nóżki i cicho chichocze.

- Ale na pewno? - upewnia się dzisiaj już setny raz. Powiem szczerze, że mam już tego powoli dość, ale z drugiej strony, cieszę się, że woli się ponownie upewnić.

- Tak, Justin. Jadę z tobą, ja z Nathanem idziemy z tobą, a raczej lecimy do Francji by odpocząć i lepiej się poznać - powtarzam dokładnie to co ostatnio mi powiedział, pytając się, czy z nim nie polecę. Wywracam delikatnie oczami i daje chłopcu jego brązowego misia w czerwonej koszulce.

- Dziękuję - szepcze i podnosi wzrok zza walizki na mnie, uśmiechając się. Unoszę brwi patrząc na niego na co robi szybko głupią minę a ja śmieje się, odchylając głowę.

Siedzimy w samolocie, za kilka minut mamy wylądować. Oczywiście Nathan jak i Justin przespali cały dwugodzinny lot. W głośnikach rozchodzi się damski, lekko piszczacy głos, każący zapiąć pasy. Potrząsam Justinem na co w ogóle nie reaguje. Wzdycham ciężko i znów to robię tym bardziej trochę mocniej. Mruczy coś pod nosem, na co wywracam oczami i sama zapinam jego pas, a później swój. Chwilę później jesteśmy już na ziemi, a ja wzdycham ciężko patrząc na spiącego Justina. Postrzasam nim jeszcze raz na co reaguje tylko cichym mruczeniem.

Okej, nie to nie, ty tu zostaniesz.

Wstaje i biorę Nathana na ręce. Odkładam koc na miejsce i po chwili znowu spoglądam na Justina. Układam dłoń na jego torsie i zjeżdżam nią na jego brzuch, zaczynając go łaskotać. Od razu podskakuje przez mój dotyk na co śmieje się cicho patrząc na niego. Przekrecam głowę w bok i unoszę brwi.

- Może książę wstanie? - mrucze uśmiechając się do niego sztucznie co tylko wywołuje u niego śmiech.

Przyrzekam wam, że kiedyś mu zdejme ten uśmieszek z twarzy.

Justin wstaję i przeciąga się. Unosi ręce do góry przez co jego koszulka lekko się unosi, ukazując tym gumke bokserek od Calvina Kleina i ścieżkę utworzoną przez jego króciutkie włoski, skierowaną ku dołowi. Zagryzam delikatnie warge i po chwili przyłapuję się na tym, od razu odwracając wzrok. Justin wysuwa ręce w moja stronę. Wiem, że chodzi o to, by dać mu Nathana. Bardzo go polubił z czego się naprawdę cieszę. Daje mu go bez słowa i poprawiam swoją koszulke, cicho wzdychając.

Wychodzimy powoli z samolotu. Po wzięciu wszystkich walizek, Justin zamawia taksówkę. Gdy rzeczy są już spakowane, wchodzimy do środka. Oboje siadamy na tyle. Przez całą drogę Justin rozmawia z kierowcą od najlepszego jedzenia w mieście, przez jakieś firmy, aż po mecze. Nie bardzo chce mi się tego słuchać więc w tym czasie bawię się z Nathanem by nie zaczął płakać. Wysuwa rączkę w górę i gdy dotyka łokcia Justina, zaczyna cicho chichitać. Robi tak kilka razy, już od paru minut.

Gdy jesteśmy na miejscu. Justin płaci, wyjmuję walizki i prowadzi do hotelu znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Pod jego nazwa pokazane jest pięć gwiazdek. Pięć gwizdek... Będę mieszkała chwilowo w pięciogwiazdkowym hotelu. Rozchylam delikatnie wargi i wzdycham. Naprawdę głupio się czuję mając możliwość mieć, aż tylu pieniędzy. Wiem, że dla Justina to nic, ale dla mnie to bardzo, bardzo dużo.

Podchodzimy do recepcji. Zza wysokiego biurka, wita nas po francusku wysoka blondynka. Justin zaczyna z nią bez problemu rozmawiać, zadziwiając mnie tym. Zna francuski. Nigdy mi o tym nie mówił. Nie mogę zrozumieć, ani jednego zdania chociaż w podstawówce miałam z francuskiego piątkę. Ale nie oszukujmy się, to była podstawówka, teraz jest co innego.

Dziewczyna podaje mu dwie karty do pokoju. Prosi jeszcze o podpis co wnioskuję z tego, jak pokazuje Justinowi, gdzie ma to zrobić. Mówi coś jeszcze na co Justin odpowiada jej szybko i spogląda na mnie.

- Możemy iść - uśmiecha się dumnie i podaje fioletową kartę na której widnieje nazwa hotelu, pięć gwiazdek i kilka innych, pewnie przydatnych informacji których i tak nie rozumiem.

- Nie mówiłeś mi, że znasz francuski - uśmiecham się wchodząc za nie do windy. Naciska guzik na ostatnie piętro.

- Nie było kiedy, w sumie i tak nie ma się czym chwalić - wzrusza ramionami a ja prycham cicho uważnie go obserwując. On sobie naprawdę nie zdaje sprawy ile ma i ile potrafi.

Justin wykupił nam największy pokój z możliwych w tym hotelu z idealnym widokiem na całe miasto.

Podchodzę z Nathanem na rękach do wielkiego okna i rozglądam się. Cholera, on naprawdę sra pieniędzmi. Odwracam się i patrzę na Justina. Siedzi na kanapie z lampką wina w dłoni, nalewajac go również do drugiego kieliszka.

Pijany Justin to najlepszy Justin. Uwierzcie mi. Siedzi na kanapie z odchyloną głową do tyłu, cały czas się śmiejąc i mówiać, że wszystko się rusza. Spogląda na mnie i wystawia język na co śmieje się jeszcze głośniej. Nathan śpi w małym pokoju przez co jest chwila spokoju, ale wiem, że zaraz będę musiała zająć się kolejnym chłopcem. Spoglądam na Justina i wywracam oczami widząc jak rezygnuje z nalania sobie wina do kieliszka, tylko pije z butelki. To już jego trzecia butelka. Z każdej minuty na minutę zachowuje się jak coraz mniejsze dziecko. Wysuwa ręce w moją stronę na co marszcze brwi, ale podchodzę do niego i siadam obok. On obejmuje mnie dłonią i przysuwa jeszcze bliżej co wywołuje u mnie śmiech. Naprawdę mu współczuję tego co będzie jutro rano przeżywał. Zaczyna opowiadać mi jakieś w ogóle nie śmieszne żarty, ale z jego tonu jakim mówi i tego jak plącze mu się język, nie da się nie śmiać. Kładzie głowę na moim ramieniu i wydyma dolną warge patrząc przez okno. Wystawia dłoń i zaczyna się śmiać. Gorzej niż z dzieckiem.

- H-hai... Hails - mruczy pod nosem, marszczac go delikatnie.

- Tak, Justin? - wstrzymuje śmiech słysząc jak wymawia moje imię, nie mogąc poradzić sobie z jego pełną wersją.

Spogląda mi w oczy i przekręca głowę w bok, oblizujac powoli wargi.

- No.. No bo ostatnio.. k-kogoś mi przypomina..sz - wzrusza ramionami  marszczac brwi i dokładnie mi się przyglądając.

- Kogo? - szepcze.

Przeczesuje dłonią włosy, odruchowo, delikatnie marszcząc przy tym czoło. Zaczynam się denerwować, sama nie mam pojęcia czym. Czy coś źle zrobiłam? Może źle mu się po prostu kojarzę i rano będę musiała odejść z Nathanem. Zdaje sobie sprawę z tego, że Justin jest pijany, ale pijani ludzie mówią zawsze prawdę co jest już tą gorszą tego stroną... bynajmniej jak dla mnie.

- Dziewczynę ze snów - uśmiecha się, ale nie wiem czy na to, że powiedział to bez żadnego problemu, czy może dlatego, że naprawdę mu się śnie.

Śmieje się cicho przyglądając mu się uważnie. Powli kręcenie głowa i unosze wzrok na jego brązowe tęczówki.

- Ubraną w czarną, obcisłą sukienkę - zagryza dosyć mocno warge patrząc mi w oczy - tylko, że przedstawiasz się jako Jasmine... i w tym jest problem.

Rozchylam wargi i kiwam szybko, przecząco głową. Nie, on tego nie powiedział, prawda? Ja mu o tym przecież nic nie mówiłam. On o tym nic nie wie.

Przez myśl przebija się tylko jedno słowo, zaguszajac nim wszystkie inne. Gwałt, gwałt, gwałt. Czarna sukienka... I Jasmine. Tak do cholery było.

_____________________________________
Zdaje sobie sprawę, że jest to jeden z najgorszych rozdziałów (to dopiero trzeci........... ale wiecie o co chodzi). Jest też krótki, wiem, wiem wiem. To są początki, jeszcze zrobię tak, że nie będziecie mogli skończyć go czytać przez jego długość hahaha. Szczerze wam powiem, że to jest dopiero moje pierwsze fanfiction na które naprawdę mam (myślę, że dobry) pomysł i chcę je skończyć bo każde moje ff kończyło się na prologu.
Nie piszę rewelacyjnie i zdaje sobie z tego sprawę dlatego na pewno przydadzą mi się jakieś rady dotyczące tego, więc jeżeli ktoś chciałby napisać co robię źle etc to z chęcią przeczytam lub napisze sama bo chcę pisać jeszcze lepiej i mam nadzieję, że ktoś będzie chętny na wygarnięcie mi pewnych rzeczy :)

CZYTASZ » KOMENTUJESZ

polecam http://wilted-daisy-ff.blogspot.com/?m=1

sobota, 5 września 2015

rozdział drugi

Siedzę w czarnym Audi A9. Wyglądam przez okno obserwując sięgające się kropelki deszczu po szybie. Co chwilę przybywają nowe ustanawiając tym nowy wyścig. Nathan spokojnie usnął na moich kolanach, zaciskając rączkę na mojej koszulce. Spoglądam na niego uśmiechając się delikatnie. Obiecałam mu, że będzie miał normalne życie i tego dotrzymam. Teraz gdy ktoś się zdecydował nam pomóc już się nie poddam.
Z zamyślenia wyrywa mnie zachrypnięty głos Justina.
- Jesteś głodna? Moglibyśmy pojechać gdzieś by coś zjeść, a później zrobić jakieś zakupy dla ciebie i Nathana - uśmiecha się spoglądając na mnie gdy stoimy na światłach.
Wzdycham i kiwam delikatnie, przecząco głową.
- Nie jestem głodna, Justin - spoglądam na drogę, gładząc delikatnie chłopca po główce - ale dziękuję.
- To chociaż zrobimy zakupy do domu - wzruszył ramionami na co już tylko przytaknęłam.
Nathan zaczyna chichotać cicho przez sen, tym samym wywołując śmiech u Justina. Spoglądam na niego marszczac brwi. Włosy ma idealnie ułożone do góry, a w czerwonej koszulce bardzo dobrze wygląda.
- Już niedługo będziesz w domu kochanie - szepcze do chłopca, cmokając go w czółko.
*cztery miesiące później*
- Hailey do cholery on nie przestaje płakać! 
Nathan od dwóch godzin nie może się uspokoić. Płaczę cały czas, z minuty na minutę jeszcze gorzej. Jest druga w nocy, prądu nie ma przez burzę, Justin chodzi w kółko po salonie w około kilku porozstawianych świeczek na stole z chłopcem na rękach, a ja od kilku minut próbuje dodzwonić się na pogotowie. Jak na złość, auto Justina się również popsuło. Jesteśmy w czarnej dupie. Cholernie się o niego martwię bo to już kolejny raz. Pierwszy raz taki napad płaczu miał gdy jeszcze byliśmy w starej fabryce. Uspokoił się w sumie dzięki Justinowi. Zobaczył go i zaczął chichotać, a teraz nic nie pomaga.
Wstaje z kanapy i podchodzę do Justina , który daje mi chłopca. Od razu go do siebie tyle zamykając oczy. W pewnym momencie sama zaczynam cicho płakać.
- Skarbie proszę cię... - szepcze mu do ucha, chodząc z nim i lekko go kołysząc.
Słyszę jak Justin kłóci się z kimś przez telefon. Z rozmowy wynika, że zadzwonił na pogotowie, a teraz rozmawia z lekarzem. Chwilę później podchodzi do mnie i obkizuje szybko wargi.
- Wysłali karetkę, już niedługo będą - wzdycha patrząc na mnie i podnosi mój pobrodek. Patrzę mu w oczy przełykając nerwowo gule która zdążyła stworzyć mi się w gardle. To nie jego wina. Mam już tak od momentu gwałtu. Po prostu boję się mężczyzn. Nie mogę znieść tego gdy są tak blisko mnie.
Od razu odwracam głowę w bok, a jego dłoń opada. Powiedziałam mu o tym już kiedyś. Wie skąd wziął się Nathan, ale zapomniał, że się boję. Odsuwam się i siadam na kanapie, cały czas próbując uspokoić chłopca.
Kilka minut później do domu wchodzi dwóch lekarzy i jedna pielęgniarka. Podaję jej Nathana, wycierając oczy. Mówię jeszcze raz co się stało, a oni zaczęli robić to co do nich należy.
Siadam na kanapie i przyciągam nogi do klatki piersiowej, oplatając je rękoma. Justin kuca przede mną i kładzie ostrożnie dłoń na moim kolanie. Bez zastanowienia wstaje i wtulam się w niego, zapominając o wszystkim.
Z Nathanem już wszystko w porządku. Od kilku dni nie ma z nim żadnych problemów, a ja z Justinem zaczęłam się jeszcze lepiej dogadywać. Wcześniej nasze rozmowy ograniczały się do: hej, smacznego, dziękuję, dobranoc. Chyba się bałam, że gdy dłużej z nim porozmawiam to po prostu powiem coś głupiego przez co nas wyrzuci z domu.
Nathan właśnie usunął więc zbiegam po schodach do salonu. Widzę Justina siedzącego na kanapie i robiacego coś na laptopie. W ostatnim momencie zmieniam kierunek i idę w stronę kuchni, ale głos Justina jest szybszy.
- Myślałem nad tym by gdzieś wyjechać - uśmiecha się, patrząc w moja stronę - na przykład do Francji... Paryż, wieża Eiffla.
Wzruszam lekko ramionami patrząc na niego.
- To jedź, Justin - uśmiecham się - poradzę sobie z Nathanem, będziemy na ciebie czekać.
- Ale ty z nim jedziecie ze mną, razem.
- Nie - kiwam od razu, przecząco głową - nie mogę Justin. To już za dużo, pomagasz nam, mamy gdzie mieszkać... przepraszam, ale nie.
Od razu weszłam do kuchni i oparłam się o blat. Nie mogę z nim nigdzie wyjechać. Rozumiem, że chcę jak najlepiej, ale to już za dużo. Nie może nam oferować wyjazdów za które zapłaci naprawdę dużo. Rozmawialiśmy już o wydatkach. Mam się nie martwić o to ile wydaję pieniędzy i na co. Justin odziedziczył firmę po ojcu, a pieniędzy ma bardzo dużo. One ciągle rosną mu ma koncie, a on szczerze nie ma co z nimi robić. Oddaje pieniądze już na dwa cele charytatywne oraz jest sponsorem klubu piłki nożnej, tylko, że ja się nigdy nie przyzwyczaje. On jest był i będzie bogaty, a ja nigdy tego nie poznałam. Trudno mi się przestawić na takie życie, a on dobrze o tym wie.
Słyszę coraz wyraźniejsze kroki, zbliżające się w stronę kuchni. To Justin. Nikogo innego w domu nie ma. Wiem , że poruszy temat wyjazdu więc biorę jabłko i idę w stronę wyjścia. W ostatnim momencie Justin blokuje mi wyjście z kuchni. Cholera. Odwracam wzrok i biorę duży gryz jabłka. Kwaśny smak rozchodzi się w moich ustach na co się krzywie.
- Dlaczego nie? - unosi brwi patrząc na mnie.
Poddaje się, i tak nie dam rady wyjść teraz z kuchni. Idę na sam koniec kuchni by być jak najdalej od niego i krzyżuje ręce na piersiach, nie odpowiadając mu na pytanie.
- Czy możesz mi wytłumaczyć o co chodzi? Chcę dobrze, chcę żebyś zwiedziła trochę świata, żebyśmy się jeszcze lepiej poznali... A ty po prostu odmawiasz?
Wzdycham spuszczajac wzrok na jabłko. Skrobię jego skórkę dalej nic nie mówiąc.
- Hailey do cholery - warczy na co od razu na niego spoglądam spod rzęs. Przeczesuję dłonią włosy nie spuszczając że mnie wzroku. Po chwili postanawiam się do niego odezwać.
- To za dużo. Za dużo dla nas robisz i dobrze o tym wiesz - odkładam zielone jabłko na stół i sięgam po kawałek papierowego ręcznika, tym samym odwracając się do niego tyłem. Odkładam go na bok i myje szyko ręce w zimnej wodzie. Po chwili wycieram je i wyrzucam ręcznik do kosza.
Czuję ciepły oddech na swojej szyji przez co od razu sztywnieje. Nie, nie, nie, proszę. Zamykam oczy, zaciskając dłonie na końcówce blatu. Justin oplata mnie w tali i przekreca przodem do siebie przez co oderzam plecami o blat. Nie otwieram oczu i nie ruszam się, co Justin dobrze wykorzystuje. Napiera na moje ciało, tak, że w żaden sposób nie dam rady się wyrwać. Nachyla się nade mną i opiera swój podbródek o czubek mojej głowy.
- Wyjedź ze mną - chrypie mi do ucha, obie dłonie trzymając na obu stronach moich bioder.
Ostatnim co pamiętam jest zachrypnięty głos, ciepły oddech na szyji i jego noga między moimi... i to, że próbowałam wydusic z siebie jakiekolwiek słowo.
_____________________________
Błędy sprawdzę później i wszystko poprawię.
Dodaje rozdział dopiero teraz ponieważ miałam kilka niemiłych sytuacji z nim związanych. Kilka osób już do mnie pisało więc tak jak mówiłam, rozdział jest dzisiaj.
Opowiadanie jest już dostępne na wattpadzie, zapraszam: heybieberrr (chyba powinniście znaleść po userze, jeżeli będzie problem to podam link)
CZYTASZ » KOMENTUJESZ
to po prostu motywuje. Nie chodzi o jak największą ich liczbę. Chcę wiedzieć ile osób to czyta i co o tym myślicie:)
Dziękuję!!
ps jeżeli ktoś chce być informowany, zapraszam do zakładki 'informowani';)