sobota, 5 września 2015

rozdział drugi

Siedzę w czarnym Audi A9. Wyglądam przez okno obserwując sięgające się kropelki deszczu po szybie. Co chwilę przybywają nowe ustanawiając tym nowy wyścig. Nathan spokojnie usnął na moich kolanach, zaciskając rączkę na mojej koszulce. Spoglądam na niego uśmiechając się delikatnie. Obiecałam mu, że będzie miał normalne życie i tego dotrzymam. Teraz gdy ktoś się zdecydował nam pomóc już się nie poddam.
Z zamyślenia wyrywa mnie zachrypnięty głos Justina.
- Jesteś głodna? Moglibyśmy pojechać gdzieś by coś zjeść, a później zrobić jakieś zakupy dla ciebie i Nathana - uśmiecha się spoglądając na mnie gdy stoimy na światłach.
Wzdycham i kiwam delikatnie, przecząco głową.
- Nie jestem głodna, Justin - spoglądam na drogę, gładząc delikatnie chłopca po główce - ale dziękuję.
- To chociaż zrobimy zakupy do domu - wzruszył ramionami na co już tylko przytaknęłam.
Nathan zaczyna chichotać cicho przez sen, tym samym wywołując śmiech u Justina. Spoglądam na niego marszczac brwi. Włosy ma idealnie ułożone do góry, a w czerwonej koszulce bardzo dobrze wygląda.
- Już niedługo będziesz w domu kochanie - szepcze do chłopca, cmokając go w czółko.
*cztery miesiące później*
- Hailey do cholery on nie przestaje płakać! 
Nathan od dwóch godzin nie może się uspokoić. Płaczę cały czas, z minuty na minutę jeszcze gorzej. Jest druga w nocy, prądu nie ma przez burzę, Justin chodzi w kółko po salonie w około kilku porozstawianych świeczek na stole z chłopcem na rękach, a ja od kilku minut próbuje dodzwonić się na pogotowie. Jak na złość, auto Justina się również popsuło. Jesteśmy w czarnej dupie. Cholernie się o niego martwię bo to już kolejny raz. Pierwszy raz taki napad płaczu miał gdy jeszcze byliśmy w starej fabryce. Uspokoił się w sumie dzięki Justinowi. Zobaczył go i zaczął chichotać, a teraz nic nie pomaga.
Wstaje z kanapy i podchodzę do Justina , który daje mi chłopca. Od razu go do siebie tyle zamykając oczy. W pewnym momencie sama zaczynam cicho płakać.
- Skarbie proszę cię... - szepcze mu do ucha, chodząc z nim i lekko go kołysząc.
Słyszę jak Justin kłóci się z kimś przez telefon. Z rozmowy wynika, że zadzwonił na pogotowie, a teraz rozmawia z lekarzem. Chwilę później podchodzi do mnie i obkizuje szybko wargi.
- Wysłali karetkę, już niedługo będą - wzdycha patrząc na mnie i podnosi mój pobrodek. Patrzę mu w oczy przełykając nerwowo gule która zdążyła stworzyć mi się w gardle. To nie jego wina. Mam już tak od momentu gwałtu. Po prostu boję się mężczyzn. Nie mogę znieść tego gdy są tak blisko mnie.
Od razu odwracam głowę w bok, a jego dłoń opada. Powiedziałam mu o tym już kiedyś. Wie skąd wziął się Nathan, ale zapomniał, że się boję. Odsuwam się i siadam na kanapie, cały czas próbując uspokoić chłopca.
Kilka minut później do domu wchodzi dwóch lekarzy i jedna pielęgniarka. Podaję jej Nathana, wycierając oczy. Mówię jeszcze raz co się stało, a oni zaczęli robić to co do nich należy.
Siadam na kanapie i przyciągam nogi do klatki piersiowej, oplatając je rękoma. Justin kuca przede mną i kładzie ostrożnie dłoń na moim kolanie. Bez zastanowienia wstaje i wtulam się w niego, zapominając o wszystkim.
Z Nathanem już wszystko w porządku. Od kilku dni nie ma z nim żadnych problemów, a ja z Justinem zaczęłam się jeszcze lepiej dogadywać. Wcześniej nasze rozmowy ograniczały się do: hej, smacznego, dziękuję, dobranoc. Chyba się bałam, że gdy dłużej z nim porozmawiam to po prostu powiem coś głupiego przez co nas wyrzuci z domu.
Nathan właśnie usunął więc zbiegam po schodach do salonu. Widzę Justina siedzącego na kanapie i robiacego coś na laptopie. W ostatnim momencie zmieniam kierunek i idę w stronę kuchni, ale głos Justina jest szybszy.
- Myślałem nad tym by gdzieś wyjechać - uśmiecha się, patrząc w moja stronę - na przykład do Francji... Paryż, wieża Eiffla.
Wzruszam lekko ramionami patrząc na niego.
- To jedź, Justin - uśmiecham się - poradzę sobie z Nathanem, będziemy na ciebie czekać.
- Ale ty z nim jedziecie ze mną, razem.
- Nie - kiwam od razu, przecząco głową - nie mogę Justin. To już za dużo, pomagasz nam, mamy gdzie mieszkać... przepraszam, ale nie.
Od razu weszłam do kuchni i oparłam się o blat. Nie mogę z nim nigdzie wyjechać. Rozumiem, że chcę jak najlepiej, ale to już za dużo. Nie może nam oferować wyjazdów za które zapłaci naprawdę dużo. Rozmawialiśmy już o wydatkach. Mam się nie martwić o to ile wydaję pieniędzy i na co. Justin odziedziczył firmę po ojcu, a pieniędzy ma bardzo dużo. One ciągle rosną mu ma koncie, a on szczerze nie ma co z nimi robić. Oddaje pieniądze już na dwa cele charytatywne oraz jest sponsorem klubu piłki nożnej, tylko, że ja się nigdy nie przyzwyczaje. On jest był i będzie bogaty, a ja nigdy tego nie poznałam. Trudno mi się przestawić na takie życie, a on dobrze o tym wie.
Słyszę coraz wyraźniejsze kroki, zbliżające się w stronę kuchni. To Justin. Nikogo innego w domu nie ma. Wiem , że poruszy temat wyjazdu więc biorę jabłko i idę w stronę wyjścia. W ostatnim momencie Justin blokuje mi wyjście z kuchni. Cholera. Odwracam wzrok i biorę duży gryz jabłka. Kwaśny smak rozchodzi się w moich ustach na co się krzywie.
- Dlaczego nie? - unosi brwi patrząc na mnie.
Poddaje się, i tak nie dam rady wyjść teraz z kuchni. Idę na sam koniec kuchni by być jak najdalej od niego i krzyżuje ręce na piersiach, nie odpowiadając mu na pytanie.
- Czy możesz mi wytłumaczyć o co chodzi? Chcę dobrze, chcę żebyś zwiedziła trochę świata, żebyśmy się jeszcze lepiej poznali... A ty po prostu odmawiasz?
Wzdycham spuszczajac wzrok na jabłko. Skrobię jego skórkę dalej nic nie mówiąc.
- Hailey do cholery - warczy na co od razu na niego spoglądam spod rzęs. Przeczesuję dłonią włosy nie spuszczając że mnie wzroku. Po chwili postanawiam się do niego odezwać.
- To za dużo. Za dużo dla nas robisz i dobrze o tym wiesz - odkładam zielone jabłko na stół i sięgam po kawałek papierowego ręcznika, tym samym odwracając się do niego tyłem. Odkładam go na bok i myje szyko ręce w zimnej wodzie. Po chwili wycieram je i wyrzucam ręcznik do kosza.
Czuję ciepły oddech na swojej szyji przez co od razu sztywnieje. Nie, nie, nie, proszę. Zamykam oczy, zaciskając dłonie na końcówce blatu. Justin oplata mnie w tali i przekreca przodem do siebie przez co oderzam plecami o blat. Nie otwieram oczu i nie ruszam się, co Justin dobrze wykorzystuje. Napiera na moje ciało, tak, że w żaden sposób nie dam rady się wyrwać. Nachyla się nade mną i opiera swój podbródek o czubek mojej głowy.
- Wyjedź ze mną - chrypie mi do ucha, obie dłonie trzymając na obu stronach moich bioder.
Ostatnim co pamiętam jest zachrypnięty głos, ciepły oddech na szyji i jego noga między moimi... i to, że próbowałam wydusic z siebie jakiekolwiek słowo.
_____________________________
Błędy sprawdzę później i wszystko poprawię.
Dodaje rozdział dopiero teraz ponieważ miałam kilka niemiłych sytuacji z nim związanych. Kilka osób już do mnie pisało więc tak jak mówiłam, rozdział jest dzisiaj.
Opowiadanie jest już dostępne na wattpadzie, zapraszam: heybieberrr (chyba powinniście znaleść po userze, jeżeli będzie problem to podam link)
CZYTASZ » KOMENTUJESZ
to po prostu motywuje. Nie chodzi o jak największą ich liczbę. Chcę wiedzieć ile osób to czyta i co o tym myślicie:)
Dziękuję!!
ps jeżeli ktoś chce być informowany, zapraszam do zakładki 'informowani';)