niedziela, 20 grudnia 2015

rozdział ósmy



Gdy pozbył się mojej koszulki, dłońmi błądził w okolicach moich ud. Uśmiechnęłam się, pozwalając mu na to. 
- Nie rozumiem dlaczego nie masz faceta - uniósł wzrok na mnie - masz tak idealne ciało, charakter, wszystko Hailey.
- A widzisz, jakoś nie mam, nie chcę szukać na siłę - zachichotałam. 
Zagryzł wargę po czym ponownie nade mną zawisnął i musnął moje usta. Nie agresywnie, nie robił też tego spontanicznie. Całował powoli i delikatnie. Wplotłam palce w jego włosy, ciągnąc za ich końcówki.
Zjechał pocałunkami na dekolt, po drodze zostawiając pocałunki na linii szczeki i szyi. Włożył dłoń pod moje plecy, szukając palcami rozpięcia stanika. Odchyliłam głowę w tył i podparłam się na łokciach, unosząc plecy w górę by szybciej i łatwiej pozbył się bariery oddzielającej go od tego, co chciał dostać. 
Widząc, jak nieudolnie próbuje go odpiąć, usiadłam i powoli zdjełm dwa ramiączka. Złapałam rozpięcie i szybkim ruchem pozbyłam się go, jednak piersi, zakrylam dłońmi. Położyłam się. Dłonie Justina powędrowały na moje.
- Zabierz rączki skarbie - wychrypiał mi do ucha, przy okazji zagryzajac lekko jego płatek.
- Wstydzę się - wcale nie, po prostu mnie przekonaj Bieber.
- Czego się wstydzisz? - uniósł wzrok na mnie, dłonie dalej trzymając na moich. - Jesteś piękna i pozwól mi podziwiać to piękno, nie skrzywdzę cię w żaden sposób, mogę ci to obiecać.
Był słodki. Był seksowny. Był przystojny, skupiony. Gdy całował, między brwiami, nad nosem, tworzyła mu się mała zmarszczka, która swoją drogą, również była słodka. Jego oczy były piękne, jego usta ciągle wilgotne przez zwilżanie ich językiem co kilka sekund, gdy się uśmiechał, robiły mu się pulchne policzki, które chciało się wytarmosić, jak robią to babcie swoim wnukom, gdy długo ich nie widzieli lub wycałować ich każdy centymetr.
Zabrałam jedną dłoń z piersi przez co dłoń Justina od razu na niej została. Uśmiechnął się i złożył szybki pocałunek na moich wargach, w trakcie, którego zabrałam kolejną dłoń pozwalając mu na spotkanie się z moją lewą piersią. Zarzucilam nogi na jego biodra. Przybliżył się i otarł się o mnie w zamian dostając cichy jęk do ucha. Jego dłonie nie leżały już spokojnie na moich piersiach. Dokładnie je badały by po chwili przygotować je na spotkanie z jego tak samo ciepłymi wargami. Gdy skupiał się na lewej piersi, druga dalej trzymał w dłoni, jakby zaraz miał mu ktoś zabrać to co w tym momencie jest jego. Po chwili przeniósł się na prawą stronę by drugiej piersi dostarczyć tyle samo uwagi co pierwszej. Gdy poczułam jego wargi ja na żebrach, zaczęłam się denerwować. Oddech przyspieszył, w sypialni powietrze zgęstniało, czas stał się wolniejszy. Zostawiał pocałunki na każdym centymetrze mojego ciała. Miałam wrażenie, że niczego nie ominął, każdemu następnemu fragmentowi dawał tyle samo uwagi co poprzedniemu. Delikatnie rozłożył moje nogi, wcześniej pozbywając się moich spodenek. Pocałował jedną i drugą kość biodrowa po czym zębami zahaczył o gumkę majtek.
- Justin... - ułożyłam dłoń na jego włosach.
Uniósł wzrok na mnie, z nadzieją w oczach. Nie chciał tego przerywać - Ja nie jestem pewna.
- Daj mi szansę - ułożył dłoń na moim udzie, kciukiem zaczynając je delikatnie gładzić - jeżeli ci się nie spodoba to przestanę.
- Nie chodzi o to, że ma mi się nie spodobać. Nie wiem, czy jestem gotowa.
- Dobrze, jedna szansa kochanie. - cmoknął moje czoło i usiadł między moimi nogami.
Złapał prawa nogę. Zaczął całować ja od kolana w górę, po wewnętrznej stronie. Delikatnie przejechał nosem po mnie i włożył dłoń pod majtki.
- N-nie - złapałam jego dłoń, wyjęłam i usiadłam, złączając uda. Sięgnęłam po koszulkę, którą na siebie złożyłam. 
- To moja wina?
- Nie - pokiwałam przecząco głową i uśmiechnęłam się - nie twoją. Nie jestem po prostu gotowa, niedługo, ale to jeszcze nie dzisiaj, dobrze?
- Dobrze - położył się za mną i objął mnie ramieniem. Sięgnął po kołdrę, którą nas nakrył.
- Czemu ja w ogóle śpię z tobą jeżeli mam własne łóżko? - zaśmiałam się. Odwrociłam się w jego stronę i spojrzałam w oczy.
- Nie wiem, ale to mi się podoba.
- A co tobie się nie podoba? - uniosłam brwi.
- Gdy płaczesz, ale... zakładaj częściej białą bieliznę.
- Dlaczego? - podparłam głowę na dłoni, przyglądając się mu.
- Bo gdy robisz się mokra, biały materiał staje się przezroczysty, a reszta chyba mówi sama za siebie - zaśmiał się przy czym zagryzł dolna warge. 
Rozszerzyłam oczy i schowam głowę w poduszcze. Jęknęłam w nią sfrustrowana i nakryłam się cała kołdrą. Cały Justin.


***


Justin jest fatalnym kucharzem. Pierwszy raz zrobił mi śniadanie, albo raczej próbował je zrobić. Spalił czajnik w którym zagotował wode na herbatę, a wszystkie naleśniki podał przypalone. Niepotrzebnie upierałam się, by sam je przygotował, niż zamawiał.
- Starałem się - tłumaczył się, wydymając przy tym dolna warge. 
Zjadłam, mimo, że każdy był gorzki i żaden nie smakował jak naleśnik. Nie mogłam mu odmówić, udawałam, że mi smakują.
Po nakarmieniu Nathana, położyłam go na łóżku w sypialni Justina i położyłam się przy nim. Unosił wysoko nóżki i po chwili bezwładnie je opuszczał, chichocząc przy tym słodko. Zdecydowanie był najsłodszym stworzeniem na świecie, jednak Justin często mu dorównywał. 
- W ogóle to opowiedz mi o Jasmine - wtrącił Justin, siadając na łóżku, po drugiej stronie. Nathan złapał jego dłoń, która zaczął się bawić.
- Chyba nie ma co opowiadać, była mi najbliższa, nikogo nie miałam prócz małego w brzuchu.
- No okej, a co do śmierci? 
- Wyszła i nie wróciła - spuścilam wzrok na Nathana - siedem dźgnięć nożem, dwa gwałty w kilku godzinnym odstępie. 
Ułożył drugą dłoń na moim kolanie, przyglądając mi się. Uniosłam wzrok na niego.
- Wiesz kto to zrobił?
- Nie, policja do tej pory nie znalazła sprawcy.
- To było w dzień urodzin Nathana, tak?
Przytaknęłam ruchem głowy. 
- Najlepszy i jeden z najajgorszych dni w moim życiu, nie ma co opowiadać, naprawdę. - poprawiłam chłopcu bluzeczke i wytarlam mu ślinę z kącika ust.
- To ja i moi kumple - mruknął - o ile da się ich tak nazwać. Należałem kiedyś do ich gangu, ćpałem i zabijałem, jednak Jasmine to nie moja sprawka, ja się przyglądałem, przepraszam Hailey, ja naprawdę nie wiedziałem co mam robić, po prostu nie zaplaciła wtedy za towar, nie mój, ja ją znalazłem i zaciągnąłem w krzaki, to nie ja ją zabiłem. Nathana też porwali oni, nie mam pojęcia o co im chodzi, czego chcą ode mnie, czego od ciebie, już dawno zakończyłem to gówno, uwierz mi, proszę.
Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. To wydawało się nierealne. On jest słodkim mężczyzną, a nie dupkiem zabijającym ludzi.
- Jesteś chujem - wzięłam Nathana na ręce, który zaczął płakać.
- To nie moja wina do cholery!
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? - poczułam łzy pod powiekami, ale przysięgłam sobie, że nie rozpłacze się przed nim.
- Miałem ci się tym chwalić? Sam dowiedziałem się wczoraj!
- Powinieneś mi to powiedzieć od razu! - wstałam.
- Wiem, ale tego nie zrobiłem bo właśnie
tego się obawiałem. Tego co jest teraz i tego co będzie później - poszedł do mnie i ułożył dłonie na moich. Zamknęłam oczy.
- Zostaw mnie - szepnełam roztrzęsiona. Wymienęłam go i wyszłam z chłopcem na rękach z sypialni.

______________________________________________


CZYTASZ»KOMENTUJESZ

4 komentarze: